24 stycznia 2018

O lataniu marzyliśmy jeszcze pod zaborami. Dziś jesteśmy w śmigłowcowej elicie

Polski rynek lotniczy może się pochwalić prawie stuletnią tradycją. W 1921 roku wyprodukowano w naszym kraju pierwszy samolot myśliwski. Od tamtej pory zdobywamy coraz silniejszą pozycję w branży – szczególnie przy produkcji śmigłowców. Głównie za sprawą PZL-Świdnik, gdzie zbudowano już ponad siedem tysięcy takich maszyn.

Historia naszego lotnictwa zaczęła się jeszcze pod zaborami. Jednym z pierwszych polskich konstruktorów podniebnych maszyn był Adam Ostoja-Ostaszewski, który pod koniec lat 80. XIX wieku zbudował modele sterowca i płatowca. Wiernie sekundował mu Czesław Tański – uporczywy budowniczy coraz doskonalszych modeli lotni.

Już w nowym stuleciu Ostoja-Ostaszewski wymyślił śmigłowiec napędzany siłą ludzkich mięśni. Niestety "Stibor-2" z 1908 roku ani razu nie poleciał. Na podniebne sukcesy tych maszyn przyszło nam poczekać... do zakończenia drugiej wojny światowej.

Tradycje II RP
Okolice Lublina były wymarzonym miejscem do budowy fabryki śmigłowców. Problem w tym, że w Polsce Ludowej nie wypadało odwoływać się do tradycji II RP...

Ale to właśnie w Świdniku w czerwcu 1939 roku marszałek Edward Śmigły-Rydz otworzył Szkołę Pilotów Ligi Ochrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej wraz z pobliskim lotniskiem. Po wojnie w tym miejscu zbudowano hangary, a w 1951 roku otwarto PZL-Świdnik – największą w Polsce fabrykę, gdzie do dziś budowane są śmigłowce.

PZL-Świdnik z lotu ptaka

PZL-Świdnik z lotu ptaka

Obecnie to jeden z najważniejszych graczy na rynku lotniczym na świecie. Do tej pory spółka wyprodukowała prawie 7,5 tys. takich maszyn dla klientów z ponad czterdziestu krajów.

PZL-Świdnik blisko współpracuje z Polskimi Siłami Zbrojnymi – niemal 80 proc. wszystkich śmigłowców dostarczonych MON w ciągu ostatnich dziesięciu lat zostało stworzonych w Świdniku.

To głównie SW-4 Puszczyk, W-3PL Głuszec, W-3RM Anakonda oraz W-3WA Sokół. Ten ostatni służy do transportu VIP-ów i innych najwyższych rangą urzędników państwowych.

Pomnik dla SM-1
Test pierwszego śmigłowca w całości zbudowanego w PZL-Świdnik odbył się 22 marca 1957 roku, czyli 60 lat temu. Pierwszą maszyną leciał kpt. Janusz Ochalik. Seryjne śmigłowce SM-1 zaprezentowano kilka miesięcy później – na lotnisku na warszawskim Bemowie.

SM-1 to maszyna uniwersalna. Potrafiła na jednym tankowaniu przelecieć 430 km, osiągając przy tym prędkość 185 km/h.

Śmigłowiec SM-1

Śmigłowiec SM-1

To dlatego wykorzystywano ją do szkolenia pilotów czy prac w rolnictwie. SM-1 służył również za dźwig, sanitarkę i maszynę do patrolowania granic. Śmigłowce tej serii pomagały także w ewakuowaniu ludności cywilnej z terenów zalewowych.

Maszyna znalazła też nietypowe zastosowanie.
Śmigłowiec wykorzystano do pierwszej próby lądowania na dachu Grand Hotelu w Warszawie oraz... na planie ekranizacji "Krzyżaków" (1960) Aleksandra Forda – piloci obsługujący tę maszynę transportowali operatorów filmowych na plan zdjęciowy bitwy pod Grunwaldem w okolice Stargardu Gdańskiego. Była również używana podczas najważniejszej w PRL imprezy sportowej – Wyścigu Pokoju.

Produkcja SM-1 okazała się sukcesem, bo w ciągu dziesięciu lat powstało 1594 sztuk tego typu maszyn. Większość wyeksportowano do Związku Radzieckiego i krajów socjalistycznych.

SM-1 używane były również w Austrii, Afganistanie, Brazylii, Egipcie, Finlandii, a nawet Indonezji, wchodząc tam także do wyposażenia lotnictwa wojskowego.

W 1979 roku dumne władze Świdnika, z okazji 25-lecia nadania praw miejskich, stworzyły pomnik SM-1 przy jednej z głównych ulic miasta. Dziś to jeden z najbardziej charakterystycznych punktów w Świdniku.

Mi-2 leci z Bondem
W połowie lat 60. SM-1 musiał ustąpić miejsca nowocześniejszej konstrukcji, jaką był Mi-2.

Pierwsze testy maszyny przeprowadzane były w ZSRR. To podczas nich pobito rekord prędkości Mi-2, który wyniósł 269,4 km/h. Rekordzistą była kobieta-pilot – Tatiana Russian.

Pierwszy śmigłowiec tej serii wyprodukowano w PZL-Świdnik w listopadzie 1965 roku, a w kolejnym roku ruszyła seryjna produkcja tych maszyn.

Śmigłowce Mi-2

Śmigłowce Mi-2

Co ważne, Rosjanie nie sprzedali nam gotowego projektu Mi-2, lecz prototyp, który wymagał opracowania całej technologii, związanej z seryjną produkcją maszyny. I to tym musieli zająć się Polacy.

Pierwszy zmontowany w Świdniku Mi-2 był testowany przez dwóch rosyjskich pilotów w sierpniu 1965 roku. Dopiero kolejny – w listopadzie 1965 roku – mogli testować Polacy.

W skład załogi wchodzili: pilot Wiesław Mercik, Kazimierz Moskowicz i Henryk Jaworski.

Mi-2 były produkowane w kilku podstawowych wersjach. Wariant transportowy umożliwiał przewóz 8 osób albo ładunku o masie do 700 kg.

Mi-2, podobnie jak wcześniejsza konstrukcja, były wykorzystywane do najróżniejszych celów. Milicja używała ich do patrolowania dróg, telewizja do produkcji reportaży, rolnicy do opryskiwania pól, naukowcy z PAN latali nimi na Antarktydzie, a żołnierze otrzymali od Świdnika wersję bojową wyposażoną w karabiny maszynowe, działka i pociski rakietowe.

Armia używała tych maszyn także jako stanowisk dowodzenia, stawiania zasłon dymnych, zrzucania min czy rozpoznawania skażeń radioaktywnych.

Mi-2 pomagały również w akcji ratunkowej po wybuchu reaktora w Czarnobylu. No i, co warto podkreślić, polski śmigłowiec Mi-2 zagrał w jednym z odcinków przygód słynnego agenta Jamesa Bonda. Pilotowany przez Czesława Dyzmę pojawił się w filmie "Tylko dla twoich oczu" z Rogerem Moorem.

- Śmigłowce Mi-2 z napędem turbinowym to była nowość i naprawdę dobra konstrukcja – opowiada Władysław Bubień, emerytowany instruktor lotniczy i oblatywacz. W PZL-Świdnik wyprodukowano ponad 5,5 tysiąca egzemplarzy tego modelu, z czego większość sprzedano do Związku Radzieckiego, a także do Czech, Węgier i Jugosławii.

Śmigłowiec Mi-2

Śmigłowiec Mi-2

Polska firma, była wówczas największym producentem śmigłowców w Europie.

Być może dlatego, w 1980 roku – w tajemnicy przed Rosjanami – Polacy dostarczyli 50 Mi-2 do Libii. Maszyny oficjalnie cywilne, w rzeczywistości przeznaczone były dla wojska. Polska, która przeżywała wówczas kryzys paliwowy, za ich sprzedaż otrzymała bezcenną dla nas ropę.

Na początku lat 80. Mi-2 przeszło niezbędną modernizację i tym sposobem powstała Kania. Zaletą tego nowego śmigłowca były dwa razy lżejsze od Mi-2 silniki przy zachowaniu takiej samej mocy. Jeden ważył zaledwie 70 kg.

Rosjanie testują cierpliwość polskich pilotów
W 1979 roku po raz pierwszy poderwano do lotu prototyp dwusilnikowego śmigłowca o kryptonimie W-3.

Próba nie zakończyła się najlepiej z powodu źle wyregulowanych silników, ale to właśnie wtedy swój debiut miał popularny PZL W-3 Sokół – jeden z najlepszych ówczesnych śmigłowców na świecie. I pierwszy w całości zaprojektowany w PZL-Świdnik.

Śmigłowieć PZL W-3 Sokół

Śmigłowieć PZL W-3 Sokół

- To był de facto lot propagandowy – zastrzega Władysław Bubień. - Pierwsza właściwa próba miała miejsce 6 maja 1982 roku. Akurat trwał stan wojenny i była presja, aby oblot odbył się w ramach czynu pierwszomajowego, czyli 1 maja. Usterka opóźniła próbę o kilka dni.

Maszyna miała być sprzedawana głównie do Związku Radzickiego, ale Rosjanie nie ufali naszym inżynierom – dodaje.

Sokoły ze Świdnika w ramach testów wysyłali więc w góry Tadżykistanu czy na Syberię. Zawsze z powodzeniem.

Do produkcji seryjnej W-3 weszły w 1988 roku. W sumie zbudowano ponad 180 śmigłowców.

Maszyny poza Polską i Rosją latały w Czechach, Birmie, Hiszpanii, Korei Południowej, w Niemczech, na Filipinach i Chile.

Nowe śmigłowce znalazły zastosowanie w policji, straży granicznej. Do tej pory największa liczba tych maszyn służy w Polskich Siłach Zbrojnych. Ten typ śmigłowca był także wykorzystywany m.in. w działaniach bojowych podczas misji stabilizacyjnej w Iraku.

O uniwersalności Sokołów świadczy fakt, że są produkowane także w wersji pasażerskiej do przewożenia VIP-ów – maszynami ze Świdnika przewozi się m.in. Prezydenta RP.

Śmigłowiec PZL W-3 Sokół

Śmigłowiec PZL W-3 Sokół

Sokół służy również w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, gdzie rocznie bierze udział w ponad 100 akcjach ratowniczych na terenie Tatr i Podhala.

Jest idealnym śmigłowcem do pracy w górach – posiada systemy odlodzeniowe, jest zwrotny i mocny, przez co odporny na silne podmuchy wiatru. Potrafi też szybko odlecieć od ściany skalnej.

Sokół plasuje się również w czołówce śmigłowców osiągających rekordowe pułapy. Jest w stanie wzbić się na wysokość ponad 4500 m, co predestynuje go do pracy w ratownictwie wysokogórskim.

Morską wersją Sokoła jest W-3 RM Anakonda – niezawodna w misjach poszukiwawczo-ratowniczych prowadzonych przez Marynarkę Wojenną. Kamery termowizyjne na wyposażeniu śmigłowca pomagają w lokalizowaniu ofiar katastrof. Śmigłowiec posiada też respirator oraz pompę infuzyjną, czyli mały oddział intensywnej opieki medycznej na pokładzie, co pozwala na natychmiastową hospitalizację poszkodowanych.

Śmigłowiec W-3 RM Anakonda

Śmigłowiec W-3 RM Anakonda

Anakonda umożliwia prowadzenie akcji ratowniczych na morzu oraz na lądzie.

W 614 akcjach przeprowadzonych do tej pory z użyciem m.in. tych maszyn uratowano 326 rozbitków.

W 11 dni dookoła świata
Młodszym bratem Sokoła jest jednosilnikowy SW-4 – kolejny śmigłowiec zaprojektowany przez polskich inżynierów i produkowany w naszym kraju.

Wersja wojskowa tego modelu – SW-4 Puszczyk – służy jako sprzęt ćwiczebny w Szkole Orląt w Dęblinie.

Śmigłowce SW-4 Puszczyk

Śmigłowce SW-4 Puszczyk

Zakupem SW-4 zainteresowali się nie tylko Włosi i Ukraińcy, ponieważ dobre opinie na temat tego śmigłowca dotarły również do Ameryki Południowej (Brazylia) oraz do dalekiej Azji (Korea Południowa, Chiny).

Zdecydowały o tym m.in. doskonałe parametry maszyny, którą testowano w okolicach Jakucka w temperaturze -50 st. C.

Śmigłowiec charakteryzuje się zasięgiem do 850 km, a maksymalny czas lotu na jednym zbiorniku to pięć i pół godziny. Na pokład zabiera łącznie pięć osób.

Przełomowy dla PZL-Świdnik, ale również SW-4, był rok 2010. To wtedy zakłady zostały kupione przez włoskiego producenta śmigłowców, firmę AgustaWestland (obecnie Leonardo Helicopters).

Później rozpoczęto prace nad budową bezzałogowej wersji SW-4. Wariant bezzałogowy został oznaczony jako SW-4 RUAS/OPH i wyposażony w układ zdalnego sterowania, dzięki czemu śmigłowiec może zostać wykorzystany np. do oceny skutków klęsk żywiołowych.

Śmigłowiec SW-4 RUAS

Śmigłowiec SW-4 RUAS

Sam PZL-Świdnik dzięki tej fuzji stał się jednym z filarów międzynarodowego koncernu zajmującego się produkcją śmigłowców.

A co ciekawe, w tym międzynarodowym koncernie pobito jeden ze słynnych śmigłowcowych rekordów.

Na śmigłowcu A109S Grand piloci Scott Kasprowicz i Steve Sheik odbyli lot dookoła świata. Podróż zajęła im 11 dni, 7 godzin i 2 minuty. W tym czasie przelecieli prawie 18 tysięcy kilometrów nad 18 krajami.

Tysiące miejsc pracy dla polskich firm
Wieloletnie doświadczenie inżynierów ze Świdnika sprawiło, że w ubiegłym roku przychody PZL-Świdnik osiągnęły niemal miliard złotych.

Aż 80 proc. tej kwoty to zasługa eksportu. Polska firma jest liderem naszego sektora lotniczo-obronnego, jeśli chodzi o sprzedaż produktów za granicę.

Dostarcza również części i komponenty znanym globalnym markom lotniczym.

W 2016 roku spółka współpracowała z prawie 1200 dostawcami. Około 850 z nich to polskie firmy, a wartość zrealizowanych u nich zakupów wyniosła prawie 217 mln zł.

Na tę chwilę kluczowy na polskim i europejskim rynku lotniczym producent zatrudnia ponad 3000 pracowników, w tym około 650 inżynierów, generując blisko 4500 dodatkowych miejsc pracy w polskiej gospodarce.

Podziel się na: Udostępnij Tweetnij Wykop