23 lutego 2018

Ratownicy nie wyobrażają sobie pracy bez Sokoła. To duma polskich Tatr

- To niezwykle dzielny śmigłowiec. Żaden pilot, który nim choć raz poleciał, nie chce już wsiadać do innego – twierdzą w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym. O czym mowa? O śmigłowcu W-3A Sokół, który od ćwierć wieku wykorzystywany jest do ratowania turystów w Tatrach.

Ratownictwo górskie to najbardziej ekstremalny sprawdzian dla śmigłowca. Porównywalne z pracą w tych warunkach może być tylko ratownictwo morskie przy silnych wiatrach i szkwałach czy latanie w zabójczych temperaturach pustyni, gdy pył i piasek wciskają się w każdy zakamarek maszyny.

W górach jednak, nawet stosunkowo niskich Tatrach, latanie śmigłowcem utrudnia już samo powietrze. Rozrzedzone ze względu na niskie ciśnienie atmosferyczne powoduje, że silnik traci moc, maszyną jest trudniej sterować i trudniej wykonać tzw. zawis.

Oprócz tego codzienną służbę utrudniają porywiste wiatry o prędkości dochodzącej do 100 km/h, które w górach potrafią wiać horyzontalnie, wzbijać się i opadać po stokach. Do tego dołóżmy pogodę, która potrafi w ciągu kilkunastu minut zmienić się ze słonecznej i bezwietrznej na taką, w której nie da się latać.

Na szczęście dla turystów, którzy potrzebują pomocy w Tatrach, zarówno wysokość, jak i pogoda to przeszkody możliwe do pokonania przez ratowników. TOPR dysponuje bowiem zarówno odpowiednio przeszkolonymi i doświadczonymi pilotami oraz ratownikami, jak i najlepszym do tatrzańskich warunków śmigłowcem ratowniczym.

Tylko Sokół daje radę
- To niezwykle dzielny śmigłowiec – mówi mi Henryk Florkowski, jeden z najbardziej doświadczonych pilotów TOPR-u. - Tam, gdzie inne maszyny nie dają już rady, Sokół może bez problemu latać. Nawet przy silnych wiatrach, gdy inni już nie podejmują akcji, my możemy je wykonać. Wszystko oczywiście w granicach przepisów. Ale z innym śmigłowcem byśmy nie dali rady.

To, jak dobrze polski W-3A Sokół radzi sobie w Tatrach, świetnie pokazuje fakt, że Słowacy z Horskiej Záchrannej Služby proszą Polaków o pomoc gdy warunki na przeprowadzenie akcji ratowniczej po ich stronie Tatr są za trudne dla śmigłowców, które mają do dyspozycji.

Jak to możliwe, że Sokół radzi sobie niemal w każdych warunkach? Jego główny atut to zapas mocy. Dwa silniki PZL-10W dostarczają 662 kW mocy każdy.

Sokół jest od konkurencyjnych maszyn też sporo większy i cięższy, co zdecydowanie ułatwia mu pracę przy silnym wietrze.

Według pilotów kolejną równie ważną cechą maszyny jest zwinność i łatwość pilotowania. W wąskich dolinach i przy stromych zboczach bardzo się to przydaje.

Co prawda Sokół jest wyposażony w tzw. stabilizator lotu, jednak w górskich warunkach, żaden komputer nie zastąpi doświadczonego człowieka. Ten, wbrew powiedzeniu, nie poleci "na drzwiach od stodoły". Musi mieć odpowiedni sprzęt. Takim jest właśnie PZL W-3A Sokół.

W innym śmigłowcu bym się na to nie odważył
- Pamiętam jedną akcję, gdy lecieliśmy po poszkodowanego na Rysy – opowiada pilot Henryk Florkowski. - Gdy wylatywaliśmy, była jeszcze całkiem ładna pogoda. Nawet gdy przystępowaliśmy do akcji, to było całkiem dobrze. Ale momentalnie przyszła taka mgła, że nic nie było widać na więcej niż kilka metrów. Schodziłem Sokołem wzdłuż zbocza praktycznie po omacku, widząc przed sobą tylko zarysy skał. W innym śmigłowcu bym się na to nie odważył – opowiada pilot.

- Na szczęście nie każda akcja ratunkowa jest tak dramatyczna – uspokaja naczelnik TOPR Jan Krzysztof. - Większość z nich jest dość przewidywalna. Turysta źle stanie i skręci albo złamie nogę, ewentualnie dostanie spadającym kamieniem w głowę. Jeśli sam nie może zejść ze szlaku, to wysyłany jest po niego śmigłowiec z ratownikami. Ci podejmują próbę zawsze, dopiero w trakcie lotu decydują, jaka będzie najlepsza taktyka na bezpieczne przeprowadzenie akcji z użyciem śmigłowca. Nie mogą ryzykować własnym bezpieczeństwem. W końcu martwy ratownik nikogo już nie uratuje.

To dlatego ratowniczy Sokół jest wykorzystywany praktycznie cały czas. Jak wyglądają akcje z jego użyciem? Wystarczy poczytać dostępną na stronie TOPR-u kronikę, aby przekonać się, że maszyna jest w pracy ratowników nie do zastąpienia. To tylko kilka akcji ratowniczych z 2018 roku.

• Podczas wspinaczki prawym Żeberkiem Skrajnego Granata prowadzący wyciąg taternik odpadł od ściany i doznał poważnych urazów. Wystartował do niego śmigłowiec. Ratownicy desantowali się na półce powyżej oczekującego na pomoc taternika, założyli stanowisko i opuścili się do poszkodowanego. Po udzieleniu pomocy, taternika włożono do noszy francuskich i wciągnięto na pokład będącego w zawisie śmigłowca.

• Schodząc z Rysów dwóch mężczyzn straciło przyczepność i zaczęło zsuwać się po śniegu i lodzie. Jeden przejechał 1300 metrów, drugi dojechał do Czarnego Stawu. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu dwaj ratownicy desantowali się w rejonie Kamienia i przystąpili do udzielania pierwszej pomocy rannemu turyście. Stamtąd śmigłowiec poleciał nad Czarny Staw, przyziemił w pobliżu drugiego turysty. Turyści zostali przetransportowani do szpitala.

• Z grani Ornaku turystka zsunęła się około 300 m po stromych śniegach w kierunku Iwaniackiej Przełęczy. Wyleciał śmigłowiec. Ratownicy desantowali się na Polanie Ornaczańskiej i dalej pieszo poszli na miejsce zdarzenia, a śmigłowiec odleciał do bazy. O 15.28 ratownicy poprosili o przylot śmigłowca na miejsce wypadku. Pogody starczyło na tyle, że udało się zabrać śmigłowcem turystkę oraz towarzyszącego jej ratownika i przetransportować do szpitala.

Czy powyższe historie oznaczają, że śmigłowiec poleci w każdych warunkach? Niestety nie. Gęsta mgła, niskie chmury, noc czy wiatr przekraczający 100 km/h uniemożliwiają mu pracę. W takich wypadkach piloci są zmuszeni do przerwania akcji i zawrócenia do bazy. Czy to oznacza, że Sokół jednak nie do końca nadaje się do ratowania ludzi w górach? Niektóre górskie służby ratownicze latają nawet w nocy - korzystając z noktowizorów. U nas wymagałoby to przede wszystkim dodatkowych załóg lotniczych i ratowniczych oraz odpowiedniego sprzętu i treningu. To są duże pieniądze, a niezwykle rzadko są takie potrzeby i niosłyby za sobą bardzo duże ryzyko.

Na razie nie mamy planów dodatkowego wyposażenia śmigłowca. Jeśli chodzi o sprzęt, to niedawno kupiliśmy nową wyciągarkę z 90 metrową liną. To jest naprawdę genialne urządzenie.

25 lat nad Tatrami
W-3A Sokół lata nad polskimi Tatrami od 25 lat. Jak TOPR radził sobie wcześniej bez tej maszyny? Przez wiele lat ratownicy górscy mieli do dyspozycji produkowane w PZL-Świdnik śmigłowce SM-1 i SM-2, a potem także Mi-2. Henryk Serda, jeden z najbardziej doświadczonych pilotów TOPR-u, który latał najpierw radzieckim "czajnikiem", a potem polskim Sokołem, mówi:

- Tu w ogóle nie ma porównania, to jak zmiana małego fiata na mercedesa. Dla Mi-2 szczytem możliwości był lot na wysokości 2000 metrów – i to zimą. W porównaniu z nim nasz Sokół to jest zupełnie inna klasa. Ma ogromny zapas mocy, na pokład może wziąć duży zespół ratowników i nie straszne mu wichury. Mi-2 przy większych wiatrach był bezużyteczny.

Sokół, choć produkowany seryjnie od 1988 roku, do TOPR-owców trafił dopiero cztery lata później. I to za sprawą ówczesnego Prezydenta RP – Lecha Wałęsy. O pomoc w zorganizowaniu nowego śmigłowca Wałęsę poprosił jeden z ratowników, który wcześniej uczył go jeździć na nartach. Prezydent, znany ze swoich hojnych zapewnień, obiecał, że TOPR śmigłowiec dostanie. I obietnicy dotrzymał.

W 1992 roku wypożyczono pierwszego Sokoła ratownikom z Zakopanego, a rok później dostarczono już specjalnie dostosowaną do potrzeb ratownictwa górskiego maszynę.

Wypadek "Pinio"
Śmigłowiec nazwany pieszczotliwie przez załogę "Pinio" ratował życia w górach niestety tylko przez rok. W 1994 roku doszło do najtragiczniejszego zdarzenia w historii TOPR-u. Podczas powrotu z akcji doszło do wypadku. Zginęło czterech członków Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, dwóch pilotów i dwóch ratowników.

Mimo wypadku Sokoła, TOPR korzystał ze wsparcia Lotnictwa Wojskowego, a później w 1996 roku ratownicy zakupili kolejny egzemplarz, który służył im do 2003 roku.

Wtedy do jednej tragedii (lawina schodząca z Rysów zabiła ośmioro uczestników licealnej wycieczki) mogła dojść druga. Podczas akcji poszukiwawczej śmigłowiec uległ awarii. Pilot Henryk Serda nakazał wtedy wyskoczyć załodze, a sam odleciał w poszukiwaniu miejsca do lądowania awaryjnego. Posadził śmigłowiec w miejscowości Murzasichle. Doszło wtedy do znacznego uszkodzenia maszyny, ale nikt z załogi nie ucierpiał. Obecny naczelnik TOPR-u tak wspomina tamto zdarzenie:

- Ja nie wiem, jak Henio tam wylądował. Przecież to była maleńka polana w lesie, jakby spadł kilka metrów dalej, to uderzyłby w stojący nieopodal dom. To był prawdziwy majstersztyk.

W wyniku awaryjnego lądowania ratowniczy Sokół uległ tak dużym zniszczeniom, że nie mógł być odbudowany, a nowa maszyna – zbudowana z wykorzystaniem niektórych elementów starego Sokoła –służy nam do dzisiaj.

Od tamtego czasu nowy Sokół pełni służbę w Tatrach tylko z małymi przerwami na remonty i przeglądy techniczne. W ostatnich latach podczas tych prac zastępował go Sokół Policji wraz z ich załogą lotniczo - techniczną.

Podziel się na: Udostępnij Tweetnij Wykop